Józef Stanisław Bolisęga
Józef Stanisław Bolisęga - jedno z sześciorga dzieci Antoniny i Stanisława, ur. 09-12-1938r. w Podobinie (gmina Niedźwiedź). Młody Józef wzrastał i uczył się w miejscowej 7 -mio klasowej szkole powszechnej, jednocześnie pomagając swoim rodzicom w pracach na gospodarstwie rolnym. Tu nabrał szacunku do pracy na wsi, bo dawała ona możliwość utrzymania ośmioosobowej rodzinie Bolisęgów. Górskie krajobrazy kształtowały Jego wrażliwość na piękno, przyrodę, dawały spokój i wyciszenie. Miał wiele czasu na przemyślenia i snucie marzeń. Ten okres życia zakończył się wraz z uzyskaniem przez niego pełnoletności. Gdy ukończył 18 - ty rok życia, sam musiał rozejrzeć się za sposobem zarabiania na życie i wytyczyć sobie plany na przyszłość. Ruszył więc za chlebem na Śląsk, gdzie udawało się wielu Jego rówieśników z całego kraju, bo łatwiej tam było o pracę i mieszkanie. Zatrudnienie znalazł w przedsiębiorstwie zajmującym się pracami melioracyjnymi. Dość szybko trafił do brygady budującej wały przeciwpowodziowe w Radziszowie. Ten pobyt i praca nad brzegami Skawinki, na zawsze odmieniły losy - Józefa Bolisęgi, wówczas jeszcze kawalera. Tu spotkał dziewczynę, zakochał się i ożenił. Tu urodziły mu się trzy córki -Barbara, Irena i Anna. W taki to sposób z Radziszowem związały się dalsze Jego losy. Szybko przekwalifikował się, zdobył zawód spawacza i podjął pracę w krakowskim "Georycie". Z tym zakładem nie rozstawał się już do czasu aż stracił zdrowie na tyle, że musiał przejść na rentę.
Pan Józef, jak wspomina, muzykował od dzieciństwa. To jedna z Jego pasji, dzięki której poznał wielu ciekawych ludzi i wiele podróżował. Talent muzyczny odziedziczył po dziadku, który grywał na harmonii - dawnej "guzikówce". On sam też zaczynał od harmonii, ale ojciec szybko sprawił mu skrzypce. "To była wielka radość" - mówi. Z tym instrumentem nie rozstał się już nigdy. "Jeszcze jako młodzik grywałem na nich po weselach" - wspomina z nostalgią. To zamiłowanie do muzykowania po dziadku przypadło jeszcze tylko synowi jego siostry, który jest księdzem. Melodia skrzypiec bodaj najlepiej odzwierciedla to, co zapamiętał z dzieciństwa - niekończące się wzniesienia, lasy, wiatry pachnące żywicą.
Druga Jego pasja, to malowanie. Zaczął już w 1958r., ale traktował malowanie jako coś prywatnego. Robił to tylko dla siebie. Zapamiętane "obrazy" z dzieciństwa przenosił za pomocą farb olejnych na płótno lub dyktę pilśniową. Tej technice jest wierny do dziś. Wspomina - "pewnie malowałbym tak samotnie do dziś, gdyby nie mój kierownik z melioracji, Pan Duda, który zainteresował się moimi obrazami". To co zobaczył w domu Pana Józefa, natychmiast opisał pracownikom z domu kultury mieszczącego się w krakowskim pałacu "Pod Baranami". Do Radziszowa szybko zjechała grupa znawców, obejrzeli tę twórczość i tym samym skończyło się dla Pana Józefa malowanie "dla siebie". Tym co wychodziło z pod jego pędzla, interesowali się nawet profesorowie. Wtedy też ściągnęli do Radziszowa ekipę telewizyjną, by pokazać szerszej publiczności dorobek malarski Bolisęgi - malarza samouka. Przecież nigdzie nie pobierał lekcji z zakresu malarstwa czy rysunku. To wszystko Jego myśl i wyobraźnia. Pan Józef maluje około 15 obrazów rocznie. Powstało ich więc do dziś już niemało. Jego dzieła, bo tak przecież trzeba nazwać te kolorowe krajobrazy, stare domy, drewniane kościoły, pędzące konie i nie tylko, przyciągają wzrok, napawają radością i dają widzom coś do myślenia.
Zapytany o wystawy, długo wylicza, ale najważniejsze dla Niego to te w: Lipsku, Bratysławie, Sztokholmie i biennale w Skawinie. Tu otrzymał kilka wyróżnień. "Cieszy mnie, gdy oglądają je miejscowi. Taka okazja nadarzyła się kiedyś w szkole w Radziszowie" - wspomina. Zapytany o ulubioną tematykę malarską krótko skwitował: "wszystko to, co przemija i odchodzi w niepamięć". Te słowa chyba najlepiej tłumaczą, dlaczego uwiecznił tyle drewnianych młynów, kapliczek i kościółków. Do dziś trafiają się mu zaproszenia na wystawy i promocje ludzi sztuki, ale nie zawsze ma czas i pieniądze by z nich korzystać. Ostatnio musiał odmówić wyjazdu do Prudnika. "Przecież trzeba by zapakować i przewieść jakoś te obrazy, poza tym hotel i inne wydatki, a tu tylko skromna emerytura w kieszeni i sporo potrzeb domowych" - tłumaczy.
Lubi brać udział w "Sabałowych bajaniach" w Bukowinie Tatrzańskiej - chyba dlatego, że bliskie sercu są mu góry i górale. Poza tym ta rzewna muzyka!
Zapytany o to, co robi ze swoimi obrazami, uśmiechnął się i rzekł: "czasami sprzedaję, czasami rozdaję. W domach w Radziszowie jest ich już sporo". Jak jeszcze wyjaśnił, wiele z nich zdobi ściany domów w Niemczech. Niemcom bardzo się podobały barwne tematy z tamtych lat i chętnie je nabywali. Sam w domu ma około 30 swoich obrazów. Poza tym w gronie najbliższych lub znajomych już tak się utarło, że Pan Józef w prezencie ślubnym lub imieninowym daje im swoje obrazy. Taki prezent jest oryginalny, poza tym ciągle przypomina ofiarodawcę, gdy tylko spojrzy się na ścianę. Taki prezent może też długo przetrwać, a i w cenę może kiedyś pójdzie. Dumny jest, bo już dwa jego obrazy zostały sprzedane na aukcjach w czasie festynów "Niedziela w naszym Radziszowie", a dzięki temu wzrosło konto finansowe Stowarzyszenia "Nasz Radziszów", które posłuży choćby częściowemu pokryciu kosztów remontu dworu Dzieduszyckich, który ma w przyszłości służyć lokalnej społeczności na cele kultury.
W tym roku, przypada XXV - lecie Kapeli Ludowej z Radziszowa. To właśnie Pan Józef Bolisęga w 1980r. wraz z Panem Kazimierzem Paciorkiem podjęli inicjatywę uformowania zespołu, który kultywowałby dawną tradycję, muzykę, poezję ludową. Jak wspomina, szybko dołączyli do nich następni, m.in. Panowie: Jan Florek, Tadeusz Marszałek, Tadeusz Paciorek, który ściągnął jeszcze kolegów muzyków z wojska z Krakowa.
Kapela, to wcale nie mniejsza niż malowanie radość Pana Józefa. To dzięki kapeli mógł podróżować do: Bułgarii, Danii, Francji, Anglii, Słowacji, kilka razy do Niemiec, na Węgry, a nawet jeszcze przed rozpadem i wojną do Jugosławii.
"Kapela Ludowa z Radziszowa" , to można powiedzieć, że jest najlepszą ambasadorka kultury Radziszowa, Skawiny i okolic. Dziś, kiedy wraca się do tradycji i regionalizmów, taka twórczość, barwność strojów a zarazem wesoła muzyka i śpiew, to najlepszy "towar" na sprzedaż w krajach z rodziny krajów unijnych. "Tam już dawno zapomniano o takiej kulturze, a jeśli ktoś ją nawet kultywuje, to jest to najczęściej odtwarzane, a nie tak "żywe", jak w Polsce" - mówi pan Józef.
Zapytany o osiągnięcia Kapeli, Pan Józef długo wyliczał laury, dyplomy, medale, pierwsze miejsca i nie tylko. Do szczególnych należy jednak najważniejsza nagroda ogólnopolska, jaką jest "Baszta", którą zdobyli w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Wielkim zaszczytem dla zespołu muzyków było otrzymanie nagrody imieniem Oskara Kolberga w Węgrowie. Nagrodę tę wręczał Kapeli sam minister kultury. Całkiem nie małym prestiżem były nagrody "Wstążki krakowskiej", w tym jedna zdobyta w czasie przeglądu w Radziszowie. Miło jest członkom Kapeli, gdy mogą reprezentować gminę w zaprzyjaźnionych ze Skawiną miastach w Niemczech, Anglii, na Słowacji. Mają nadzieję, że może przypadnie im zaprezentować się we Włoszech, ponieważ gmina nawiązuje nowe stosunki partnerskie. Wielkim przeżyciem dla członków Kapeli, nie do zapomnienia, było powitanie w Radziszowie w dniu 19 sierpnia 2002r. następcy św. Piotra, wielkiego Polaka, dumę nas wszystkich, samego Ojca Świętego Jana Pawła II.
Ostatnio dość często grają na weselach, festynach, a nawet na prymicjach. Kapelą wielokrotnie interesowała się telewizja. Raz nawet zawitała w Radziszowie redaktorka z ekipą warszawską, która przygotowuje ogólnopolskie programy dla rolników.
Przez Kapelę przewinęło się już około 20 osób. Dziś muzykuje 7 osób i 3 solistki. Pan Bolisęga jest prymistą - gra pierwsze skrzypce. Nikt dziś tego zespołu nie wyobraża sobie bez Niego.
Szczęście ma ten, kto zna Go osobiście. Jest zawsze wesoły, życzliwy, tryska humorem. Lubi porozmawiać. Gdy odwiedziłem Go w domu w Jurczycach, naocznie stwierdziłem, że dba też o swoją posesję. Jest tam zadbany ogród, gdzie kwitną kwiaty. Dookoła ład i porządek. Trawa wystrzyżona jest "na zapałkę". Starcza mu czasu na wszystko. Oby jak najdłużej ! Panie Józefie, tak trzymać dalej!
Tekst napisał Janusz Bierówka
na podstawie rozmowy
przeprowadzonej w dniu 22 maja 2005r.